Przejdź do menu głównego Przejdź do wyszukiwarki Przejdź do treści

Dostępne skróty klawiszowe:

  • Tab Przejście do następnego elementu możliwego do kliknięcia.
  • Shift + Tab Przejście do poprzedniego elementu możliwego do kliknięcia.
  • Enter Wykonanie domyślnej akcji.
  • ALT + 1 Przejście do menu głównego.
  • ALT + 2 Przejście do treści.
  • Ctrl + Alt + + Powiększenie rozmiaru czcionki.
  • Ctrl + Alt + - Pomniejszenie rozmiaru czcionki.
  • Ctrl + Alt + 0 Przywrócenie domyślnego rozmiaru czcionki.
  • Ctrl + Alt + C Włączenie/wyłączenie trybu kontrastowego.
  • Ctrl + Alt + H Przejście do strony głównej.
24 lipca 2025

Rajdowa pasja, która z wiekiem nie gaśnie

Drukuj

Od harcerstwa i lekkiej atletyki, aż po największe sukcesy międzynarodowe w rajdach samochodowych. I to w czasach, kiedy techniczna, organizacyjna i finansowa przepaść między Wschodem i Zachodem była w tej dyscyplinie ogromna. O sobie, kulisach sportu w PRL-u i planach na przyszłość, podczas spotkania w Miejskiej Bibliotece Publicznej, opowiadał Sobiesław Zasada.

Sobiesław Zasada, ikona polskiego sportu motorowego, utytułowany rajdowiec, przedsiębiorca, pochodzący z Dąbrowy Górniczej honorowy obywatel miasta, 22 lipca odwiedził dąbrowską książnicę. Ma 95 lat, ale wigoru i jasności umysłu pozazdrościć mógłby mu niejeden młodszy. Dowodów jego życiowej energii nie zabrakło w trakcie spotkania.

– Moje pierwsze wspomnienia z Dąbrową wiążą się z wizytą mojej ciotki, która przyjechała ze Stanisławowa. Wówczas mieszkaliśmy przy ul. Łabędzkiej, miałem chyba ze trzy lata. Pamiętam, że mieliśmy okrągły stół, a ja goniłem ją wokół niego – zaczął z uśmiechem Sobiesław Zasada.

Z Dąbrowy do Bielska

Wspominał również mieszkanie przy ul. Limanowskiego, na Dziewiątym i na poddaszu kamienicy przy ul. Sobieskiego. Stamtąd losy zaprowadziły jego rodzinę do Bielska.

– Właścicielem budynku przy Sobieskiego był adwokat Zenon Chmielewski. Po wojnie jego przyjaciel generał Aleksander Zawadzki został wojewodą śląskim i mianował go starostą w Bielsku. On następnie ściągnął nas do tego miasta – opowiadał.

Tam właśnie zrobił pierwsze poważniejsze kroki w stronę sportu, które ostatecznie zaprowadziły go za kierownicę. Droga zaczęła się od harcerstwa.

– Harcerstwo miało bardzo duży wpływ na moje wychowanie. Oczywiście wychowali mnie rodzice, ale harcerstwo było absolutnie bardzo, bardzo ważne i bardzo wiele mu zawdzięczam. Nauczyło mnie odpowiedniego stosunku do bliźniego, odpowiedniego traktowania ludzi. Nauczyło mnie, ażeby być słownym, ażeby być honorowym, ażeby się zachowywać porządnie – mówił.

– Jako 16-latek, będąc reprezentantem hufca bielskiego, wystartowałem w mistrzostwach harcerstwa polskiego w lekcji atletyce, organizowanych w Krakowie. Wygrałem tam rzut oszczepem, skok w dal i bieg na 1000 metrów. Jako drużyna zwyciężyliśmy też w biegu sprinterskim. Zostałem ogłoszony najlepszym harcerzem roku, a w nagrodę dostałem plecak. Wówczas to była bardzo poważna nagroda – powiedział Sobiesław Zasada.

Początki za kierownicą

W 1952 r. doszło do udanego debiutu rajdowego.

– Razem z moją ówczesną narzeczoną Ewa jako pilotem wystartowaliśmy w rajdzie o Błękitną Wstęgę Ojcowa. Niespodziewanie wygraliśmy go – wspominał.

Jak podkreśla, przełomowym momentem w jego karierze był Rajd Dolnośląski zorganizowany w 1957 r. Tam, w ramach odcinków górskich, przeprowadzono konkurencję nie tylko w jeździe pod górę, ale też – co było novum – w dół. Było to doskonałym ćwiczeniem dla szlifowania prowadzenia samochodu. Sobiesław Zasada nie miał instruktora, wszystkiego uczył się sam, analizował swoje doświadczenia i wiele do prowadzenia auta przeniósł z lekkiej atletyki.

– Najważniejsza jest ergonomia ruchu. Wszystko musi być najwłaściwiej połączone, od nogi do ręki. Tak jak np. w pchnięciu kulą, gdzie wszystkie elementy muszą być idealne, stąd bierze się rekord życiowy. I to samo jest w samochodzie. Do techniki jazdy sporo przeniosłem z lekkiej atletyki. Nie chodzi o to, żeby się ślizgać samochodem. Należy odpowiednio jechać, w odpowiednim momencie hamować, w odpowiednim momencie przyspieszać – tłumaczył.

Przez piekło na ziemi do rajdowego raju

W roku 1960 rajd Polski awansował do rangi mistrzostw Europy.

– To był odpowiednik dzisiejszych mistrzostw świata, bo startowali tam najlepsi kierowcy i przede wszystkim kierowcy z zespołów fabrycznych. Ten sport w Finlandii, w Szwecji, w Niemczech, w Anglii, w Hiszpanii, we Włoszech był już na bardzo wysokim poziome. Tam były najlepsze samochody, tam odbywały się najpoważniejsze imprezy. Kiedy rajd Polski został zaliczony do mistrzostw Europy, był bardzo mocno obsadzony przez zawodników z zagranicy. Wystartowałem tam z żoną jako pilotem, i zajęliśmy w klasyfikacji generalnej dziesiąte miejsce na ok.80 startujących. To było najwyższe miejsce wśród zawodników z Polski i z krajów demokracji ludowej, bo wyżej uplasowali się ci z zachodu – wspominał.

Rajd był bardzo wymagający. W pierwszej części kierowcy wyruszyli z Krakowa na wschód. Druga odsłona miała miejsce na Dolnym Śląsku.

– Ten Dolny Śląsk był bardzo trudny, bo to był od wieczora do rana jeden wielki wyścig, były ciężkie etapy, ciężko było się też zmieścić w trasie. Przez zawodników zagranicznych został nazwany piekłem na ziemi – tłumaczył Zasada.

Sukcesy nie po myśli ludowej władzy

W latach 60.XX w. sporty motorowe nie cieszyły się poważaniem władz. Uznawano je za „elitarne”, sprzeczne z aktywnościami przewidzianymi dla ludowych mas. Kiedy więc Sobiesław Zasada, głosami czytelników, został wybrany sportowcem roku w plebiscycie Przeglądu Sportowego, mocno naciskano na redakcję, żeby zmienić werdykt.

– No bo jakże to tak, samochodziarz sportowcem roku? Wtedy władza chciała nakłonić redaktora naczelnego do zmiany. Ten się nie ugiął, ale niedługo później zapłacił za to utratą stanowiska – powiedział.

Wyjazdy na zagraniczne zawody również wiązały się z koniecznością uzyskania licznych zgód i dopełnienia formalności.

– Każdorazowo trzeba było ubiegać się o paszport i oddawać go po powrocie. Trzeba było odbyć wiele rozmów, w tym z przedstawicielami służb bezpieczeństwa, w trakcie których namawiano mnie do współpracy. Niestety często kazano mi zmieniać pilotów, nie mogłem przez dłuższy czas jeździć z tymi samymi, wyjątkiem była moja żona. Łącznie miałem 21 pilotów, a to coś nieprawdopodobnego, tego się nie spotyka. Bo w sporcie rajdowym bardzo ważna jest też rola partnera, który dyktuje, podpowiada, pilotuje – wyjaśniał Sobiesław Zasada.

Kolejny kamień milowy jego kariery to udział w rajdzie Monte Carlo, a ściślej to, co po nim nastąpiło.

Samochodowe marki wyniesione na wyższy poziom

– Jechaliśmy tam Fiatem Abarth. Startowaliśmy z francuskiej miejscowości Chambéry, u podnóża Alp. Jechało się całą noc do Monte Carlo. W rajdzie uczestniczyły oczywiście zespoły fabryczne, m.in. Steyr-Puch. Na mecie Johan Puch, który był szefem wydziału sportowego tej marki, powiedział, że widział jak jechałem, że bardzo podobała mu się moja jazda, i zaproponował, żebym przyjechał do Grazu. Tam da mi samochód Steyer do potrenowania, twierdząc, że Steyra jest dużo lepszy od Abarth’a, który wówczas był naprawdę bardzo poważną i silną marką – mówił.

W efekcie Zasada wystartował tym autem w zawodach w Brazylii, które – ku zaskoczeniu większości środowiska sportowego – wygrał. Idąc niejako za ciosem, za namową Johana Pucha, wystartował potem jako oficjalny reprezentant marki Steyr-Puch w mocno obsadzonym rajdzie Wełtawy.

– Pokonaliśmy przeciwników dosłownie o 10-12 sekund. Było to pierwsze oficjalne zwycięstwo Steyr-Pucha w rajdzie międzynarodowym – podkreślał Zasada.

Dużo uporu i nieco przypadku sprawiło, że Sobiesław Zasada wprowadził markę Porsche do rajdów samochodowych na nawierzchniach innych niż asfaltowe.

– Uważano, że Porsche to doskonały samochód, ale na asfalt. Ja chciałem sprawdzić go w Grand Prix Argentyny, gdzie jeździ się też po szutrach czy wądołach. Ferry Porsche absolutnie nie chciał się na to zgodzić, ale w końcu po wielu namowach zdecydował, że przekaże mi dwa samochody. Oczywiście wystartowałem tam bez oficjalnego wsparcia marki. Na miejscu mogłem liczyć na ogromną pomoc Polonii, która załatwiła nam opony czy pomagała w sprawach technicznych. No i na koniec niespodzianka, bo wygraliśmy tę imprezę. To było wprowadzenie Porsche do rajdów na złych i bardzo wymagających drogach – powiedział.

Plany na przyszłość

Dla Sobiesława Zasady dziewięćdziesiąt pięć lat to nie wiek, który wskazywałby na to, że należy przyhamować z aktywnością. Przeciwnie, rajdowiec ma konkretne plany na kolejne sportowe wyczyny.

– Opracowuję organizacyjnie kwestię udziału w 2026 r. w rajdzie Alaska-Ziemia Ognista. To jest mniej więcej 30 tys. kilometrów, chciałbym to zrobić w 30 dni, czyli przeciętnie po 1000 kilometrów dziennie. Tam jest troszeczkę tras górzystych, ale myślę, że to się powinno udać. Wyzwaniem będzie też rejon między Panamą i Wenezuelą, gdzie nie ma drogi. Trzeba pokonać go inaczej, promem albo samolotem. Zastanawiam się, jak to zrobić, bo to może przedłużyć udział w rajdzie o 2-3 dni – tłumaczy Sobiesław Zasada.

Dotychczasowa, długoletnia kariera Sobiesława Zasady, pełna niespodziewanych triumfów, do tego energia i determinacja do działania to mocne argumenty, które każą przypuszczać, że jego kolejna misja może zakończyć się spektakularnym sukcesem.

Przemysław Kędzior

***
Archiwalne zdjęcia pochodzą z książki „Polacy w rajdach Safari”, pod redakcją Jana Żdżarskiego Jr. 

6

Czytaj więcej

Wiadomości

Szanse na nowe życie terenów po hucie w Ząbkowicach

Wiadomości

Weekend w mieście 5-7 grudnia

Wiadomości

To będzie jeden z najnowocześniejszych oddziałów ratunkowych w regionie

Strona główna

Kawiarnia, która karmi ciało i rozwija duszę