Dostępne skróty klawiszowe:
Kilka tygodni temu na należącą do miasta działkę przy ul. Żeglarskiej 34 wjechały autokary. To tutaj pomoc mogą znaleźć osoby z Dąbrowy Górniczej i okolic, które chcą podjąć najtrudniejszą walkę – o siebie i lepsze życie.
Jeden z autokarów jest całkowicie przystosowany do tego, aby osoby w kryzysie znalazły tam schronienie w godnych warunkach. Jest miejsce do spania, przygotowywania posiłków, do odpoczynku. Drugi autokar w najbliższym czasie przejdzie podobną metamorfozę.
To niecodzienny widok, ale przyświeca mu idea: to tutaj ludzie mogą odzyskać godność i człowieczeństwo; dostać skrzydeł, aby móc samodzielnie wyruszyć w drogę do trzeźwości.
– Przez 23 lata piłem. Jestem trzeźwy od 15 lat. Pracowałem jako kierowca TIR-a, nazbierałem trochę pieniędzy, chciałem zwiedzać świat. Ale pewnego dnia obudziłem się rano i przyszła do mnie taka myśl, że co mi z tego zwiedzania, jeśli są ludzie, którzy potrzebują, aby podać im rękę, tak jak kiedyś mi podano – zaczyna opowieść Tomasz.
Dokładnie pamięta moment, w którym stwierdził, że przestanie pić.
– Każdy alkoholik pamięta ten moment. To był 2010 rok, 16 lutego, moje urodziny. To nie stało się tak po prostu – mówi. – Po sześciu miesiącach bez alkoholu trafiłem na terapię zamkniętą, na mityngi AA. Do tej pory mam terapeutów i psychologów. Jako bezdomny byłem w ośrodku „Betlejem” w Jaworznie u księdza Toszy. I wtedy, po wyjściu z „Betlejem”, chciałem stworzyć taki ośrodek tutaj, w Dąbrowie Górniczej. Ale myślę sobie, że jak coś nie wyjdzie, to się tym nie zamartwiam. To musiało we mnie dojrzeć.
Na Żeglarskiej Tomasz planuje stworzyć miejsce, gdzie każdy, kto chce zmienić swoje życie, może przyjść. Są jednak warunki: nie może spożywać alkoholu i w ciągu dwóch tygodni musi udać się na terapię. Na działce należącej do miasta tworzy się przestrzeń samopomocowa pełna wsparcia i zrozumienia. Tutaj każda osoba w trudnej sytuacji znajdzie wyżywienie, łóżko, dach nad głową.
– Miasto bardzo nam pomogło. Bardzo dziękuję prezydentowi Marcinowi Bazylakowi. Gdy podczas spotkania powiedział, że nam pomoże, to aż się wzruszyłem. Czuję dużą wdzięczność, że nam zaufał, uwierzył w nas. Jestem pewien, że go nie zawiedziemy – mówi.
Chociaż fundacja działa od niedawna, już są osoby, którym udało się pomóc. Znalazły pracę, podjęły terapię, wynajęły mieszkania.
– Tutaj ludzie wzmacniają się, wiedzą już, gdzie iść, co robić. Mogą zostać u nas, ile chcą, a jak już są gotowi, zacząć samodzielnie układać sobie życie – mówi. – Porównuję to do komory dekompresyjnej. Jak płetwonurek wynurza się z głębi, to musi się w pewnym momencie zatrzymać. Tworzymy taką komorę, taki ośrodek dekompresyjny. Tutaj ludzie budują swój fundament i jak już są gotowi, to się „wynurzają” i idą dalej w świat – dodaje.
Podczas naszej rozmowy obecny jest Zdzisław, który na Żeglarskiej przebywa od niedawna. Był bezdomny przez 32 lata.
– Chodziłem po mieście. Tomasz mnie spotkał, powiedział, że są takie autokary do spania. Wcześniej spałem w parku, a jak pogoda była deszczowa, to uciekałem na klatki schodowe – opowiada Zdzisław.
– Byliśmy razem z Gosią, która jest w zarządzie fundacji, załatwiać formalności – wtrąca Tomasz – ona zauważyła Zdziśka, powiedziała, że tam jest pan, który grzebie w śmietniku. Podszedłem do niego, powiedziałem, co mogę mu zaproponować. Zgodził się. Następnego dnia przyszedł i został. I będzie tutaj tak długo, jak tylko będzie chciał.
Reakcje na niecodzienną przestrzeń, którą zajmują bezdomni, są różne. Najczęściej niestety negatywne, bo chociaż idea jest słuszna, a działka przy ul. Żeglarskiej 34 to zaciszne i spokojne miejsce, to ludzie są bardzo uprzedzeni.
– Bardzo często osobom bezdomnym i uzależnionym odbierane jest człowieczeństwo. Nie robimy tutaj nic złego. Ludzie nie znają choroby, jaką jest alkoholizm. Tutaj można zobaczyć człowieka, który nie pije od lat. Można porozmawiać ze mną, zobaczyć te pozytywne zmiany – mówi Tomasz.
Wspomina, że czasami nawet osoby w kryzysie nie wierzą, że mogą coś zmienić. Trafiają na Żeglarską z nieufnością. Niektórzy z nich nie mają wewnętrznej motywacji, żeby wytrwać w nowym życiu.
– Oni czasami stąd uciekają. Uciekają, bo bezdomność to jest wolność. To jest niezależność, poniekąd życie poza systemem. Nic nie jest narzucane. A jak ktoś tutaj trafia, to musi się podporządkować, są dyżury sprzątania, musi utrzymać higienę osobistą, przede wszystkim nie może spożywać alkoholu – opowiada Tomasz i dodaje, że sam nie ma kompetencji, aby kogoś diagnozować, dlatego każda osoba trafiająca pod skrzydła fundacji, zgłasza się do profesjonalistów, psychologów i terapeutów.
– Przede wszystkim alkoholik sam musi dojść do tego, że ma problem i wtedy ma szansę na wyjście z choroby. Jeżeli mu cały świat mówi, że źle robi, to on będzie zaprzeczał, dopóki sam nie poczuje, że chce wyzdrowieć. Od razu wtedy widać tę motywację wewnętrzną, jak startują, jak idą pięknie do góry – mówi.
– To jest choroba emocji. Na smutek, kielich. Na radość, popić. Nie przeżyć prawdziwie emocji, tylko wszystkie zapić. Ja nie piję już 35 lat – dodaje Stanisław, przyjaciel fundacji. – A tutaj nie ma ani grama alkoholu i są takie piękne zabawy, tak miło spędzamy czas.
– W Polsce mamy kult alkoholu – wtrąca Tomasz. – Piątek to się trzeba napić, piwo to nie alkohol i tak dalej. Żyjemy w społeczeństwie, które bardzo wspiera takie postawy.Sukces trzeba opić, smutno to się napić. A to wszystko jest zgubne, alkohol prowadzi do dramatów całych rodzin, bo to choroba całej rodziny, a nie tylko uzależnionej jednostki.
Misją fundacji jest przede wszystkim pomaganie w kryzysie, ale też uświadamianie społeczeństwa, czym jest choroba alkoholowa i bezdomność.
– Zrobiliśmy już jedno spotkanie w obecności pani psycholog, gdzie przyszli ludzie z zewnątrz i wypowiadały się nie tylko osoby uzależnione, ale też ludzie z ich środowiska, na przykład matka alkoholika, żona alkoholika i jego dziecko. Często rodziny mówią, że jakby chciał, to by przestał pić, a to jest nieprawda. To jest złożona i ciężka choroba, gdzie potrzeba wsparcia, terapii, ale też sama chora osoba musi zrozumieć, że potrzebuje pomocy – mówi Tomasz.
Dodaje też, że często osoby uzależnione i bezdomne są wykluczane ze społeczeństwa. Za pracę nie dostają godnego wynagrodzenia, są traktowane jak wyrzutki. Na Żeglarskiej odzyskują godność. Tomasz pomaga im znaleźć pracę i pokazuje, że można żyć inaczej, a życie w trzeźwości może być piękne.
– Chcę, żeby ludzie zmienili zdanie o bezdomnym. Że to nie jest „żul”. Że to jest człowiek, dąbrowianin. Na ten teren może wejść każdy. Chcę, żeby ludzie zobaczyli tego bezdomnego, że on wcale nie jest zawszony, śmierdzący. Jak ci ludzie bezdomni poczują akceptację ze strony społeczeństwa, to też im będzie łatwiej, bo odzyskają poczucie godności – mówi.
– Dąbrowianie, proszę nam dać czas, żebyśmy mogli pokazać, co jeszcze chcemy zrobić, nie tylko dla bezdomnych – apeluje Tomasz. – Mamy naprawdę dużo pomysłów. Chciałbym podziękować panu prezydentowi za wsparcie, pani Danusi Lech, od której mamy żywność, koce, śpiwory, wszystkim ludziom, którzy nam pomagają, posłance Katarzynie Stachowicz. Nie chcę nikogo pominąć, dostajemy dużo wsparcia z różnych stron. Cały czas chętnie przyjmiemy każdą pomoc. Jako fundacja nawiążemy współpracę z kimś, kto pomoże nam z księgowością, ze sprawami prawnymi, medialnymi.
***
Marcin Włodek, streetworker z Zespołu ds. Bezdomności w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Dąbrowie Górniczej: – Dąbrowa Górnicza jest miastem obywatelskim, wspierającym wszelkie inicjatywy ukierunkowane na pomoc innym. Na terenie miasta funkcjonują finansowane przez gminę placówki dla osób bezdomnych, takie jak noclegownia, schronisko dla bezdomnych, schronisko dla bezdomnych z usługami opiekuńczymi, a w okresie od października do kwietnia dodatkowo ogrzewalnia. Osoby bezdomne mogą korzystać ze świetlicy oraz punktu konsultacyjnego, w którym istnieje możliwość konsultacji z terapeutą uzależnień. To tylko część wsparcia oferowanego przez miasto osobom bezdomnym. Od kilku miesięcy w Dąbrowie Górniczej działa grupa osób bezdomnych skupiona na niesieniu pomocy innym osobom bezdomnym i uzależnionym od alkoholu. Ta grupa samopomocowa dociera do osób, które z powodu uzależnienia nie korzystają z oferowanej im pomocy przez inne organizacje czy instytucje. Dzięki własnym doświadczeniom świadczą o możliwości stawiania czoła każdym trudnościom. Trzymam kciuki za pomyślny rozwój tej inicjatywy.
Aneta Błyszczek
Tekst ukazał się we wrześniowym numerze Przeglądu Dąbrowskiego.