Dostępne skróty klawiszowe:
– Już jako dzieciak lubiłem robić zdjęcia, ale moje fotografowanie ograniczało się głównie do zdjęć robionych okazjonalnie i w dodatku aparatem typu „małpka” – wspomina. Pierwsze próby „poważnej” fotografii rozpoczęły się 20 lat temu po zakupie lustrzanki cyfrowej. Do tego czasu Bartek był jedynie wnikliwym odbiorcą zdjęć innych fotografów. Z czasem zaczęły go inspirować na tyle, że zdecydował się na naukę fotografii w katowickiej „Fotoedukacji”, zgłębiał tę sztukę na licznych warsztatach i kursach. Mówi, że najbardziej w fotografii fascynuje go światło.
– Bez niego nie ma fotografii – podkreśla. – Źle użyte położy całe zdjęcie. Dobrze dobrane i ustawione zrobi magię, dlatego trzeba znać zasady, by właściwie i świadomie się nim posługiwać. Powyższe widać w jego fotografiach, szczególnie tych portretowych.
– Inspiruje mnie człowiek, dobry album poświęcony sztuce, muzyka, ciekawe miejsca, chociaż te nieciekawe również – śmieje się. Podkreśla, że inspiracje można znaleźć często w zupełnie nieoczekiwanych momentach i miejscach. Fotografia, szczególnie portretowa, nie jest łatwą sztuką. Zdarza się, że przed obiektywem Latającego Kowala znajdują się osoby, które nigdy nie pozowały i są onieśmielone sytuacją.
– Robiłem zdjęcia wielu osobom, które uważały się za niefotogeniczne. Najważniejsze jest wtedy odpowiednie podejście do nich – mówi. – Należy dać im przede wszystkim czas, by mogły się oswoić w warunkach, które są dla nich obce, a co za tym idzie, mogą je stresować. Warto wtedy z nimi usiąść przy kawie, porozmawiać i przygotować je krok po kroku do sesji. Jako fotograf wie, że jego rolą jest podbudowanie poczucia własnej wartości u osoby, którą fotografuje.
– Podczas sesji warto pokazywać udane kadry i nie kryć swojego zadowolenia. To zawsze działa i to w dwie strony. Osoba fotografowana zaczyna wierzyć w siebie i czuć się coraz pewniej przed obiektywem, przez co sesja zaczyna obfitować w coraz więcej udanych ujęć. Kluczem do sukcesu jest więc cierpliwość i empatia – podkreśla.
Bartek fotografuje też znane osoby, które mają doświadczenie przed obiektywem. W jego portfolio można znaleźć portrety m.in. Grażyny Wolszczak, Janusza Chabiora, Łukasza Simlata, Julii Pietruchy czy Agnieszki Hyży. – To są osoby obyte z kamerą i aparatem, są bardzo plastyczne i w krótkim czasie potrafią zagrać szerokim wachlarzem emocji – mówi. Ale od razu dodaje, że to wcale nie oznacza, iż fotografowanie znanych osób jest łatwiejsze.
– Z racji wykonywanego zawodu osoby te z reguły nie dysponują dużą ilością czasu, przez co muszę być mocno skupiony, by zapanować nad wszystkimi technikaliami [światło, ustawienia sprzętu itp.], jednocześnie utrzymując kontakt z osobą fotografowaną, by zgodnie z wcześniejszymi założeniami odpowiednio kierować sesją. Do tego dochodzi jeszcze ten dreszczyk emocji połączony z lekką adrenaliną, bo fotografujesz osobę, którą cenisz i od lat znasz z małego lub dużego ekranu. To nie pomaga – śmieje się.
W Portretowni Latającego Kowala można wykonać portret kolodionowy. Mokry kolodion to jedna z pierwszych technik fotograficznych, powstała w 1851 roku. Bartek zdjęcia kolodionowe wykonuje dokładnie w taki sam sposób, jak robili to fotografowie 170 lat temu. – Pierwszy portret kolodionowy zobaczyłem około 10 lat temu – wspomina. – Jego wyjątkowy charakter i plastyka zrobiły na mnie tak wielkie wrażenie, że wiedziałem, że i ja będę takie kiedyś wykonywał. To była tylko kwestia czasu.
Do wykonywania tych fotografii używa wielkich, starych aparatów przypominających harmonie, w których naświetla szklaną płytkę pokrytą chemią, by po kilkunastu minutach otrzymać na niej sfotografowany obraz. Takie szklane zdjęcie jest jedyne w swoim rodzaju. W czasach, kiedy wymyślano kolodion, nie potrafiono jeszcze wykonywać zdjęć na papierze, a nośnikami fotografii były właśnie szkło i metal. – Mokry kolodion to magia, która przetrwała i mimo, że żyjemy w XXI wieku, to każdy może mieć zdjęcie z XIX wieku i na własnej skórze doświadczyć tego, co czuli nasi przodkowie – mówi.
Latający Kowal to fotograf, którego praca pochłania bez reszty, jest jego jedyną i największą pasją. – Jeśli jesteś freelancerem, to jesteś w pracy 24/7, jak stacja benzynowa – śmieje się. Podkreśla, że wiele osób bagatelizuje pracę fotografa, myśląc, że ten gość tylko chodzi i naciska przycisk w aparacie. Nic bardziej mylnego. – Trzeba mieć duży zasób wiedzy i często dobrą kondycję, by „tak tylko chodzić i naciskać przycisk” przez kilkanaście godzin, bo tyle potrafią trwać sesje lub reportaże. Ale zawsze milej pracuje się, gdy robi się to, co się kocha – podkreśla.
rozmawiała Aneta Błyszczek
Artykuł ukazał się w kwietniowym numerze Przeglądu Dąbrowskiego
Studio Latającego Kowala znajduje się w Dąbrowie Górniczej przy ul. 3 Maja 32, lokal 2B.
Media:
fb: LatajacyKowal
ig: latajacykowal
www.LatajacyKowal.pl
10